Cześć i czołem! Jak możecie
się domyślić, między pracą a kursem nie mam zbyt wiele czasu, dlatego
aktualizowanie bloga i umieszczanie nowych postów jest dla mnie dość
uciążliwe. Jednak w każdy weekend staram się znaleźć parę chwil na to,
żeby coś naskrobać. Nasz pobyt w Australii powoli dopada rutyna, te same
czynności powtarzane codziennie sprawiają, że czas naprawdę mija bardzo
szybko. Kiedy mam wolne od pracy, zazwyczaj jedziemy na plażę lub
zwiedzamy miasto. Weekendy poświęcamy na dalsze wycieczki i za każdym
razem uświadamiamy sobie jak bardzo niezwykłym miastem jest Sydney. W
ostatnią niedzielę udaliśmy się na West Head Point, gdzie znajduje się świetny punkt widokowy oraz plaża.
Wystarczyła godzina jazdy samochodem, żeby znaleźć się w zupełnie innym
świecie! Aż trudno uwierzyć, że West Point do nadal Sydney. Krajobraz
zmienia się nie do poznania i mam nadzieję, że poniższe zdjęcia to
potwierdzą!
Strome zejście na plażę było niemałym wyzwaniem. Po dotarciu na miejsce okazało się, że z piaszczystej plaży niewiele zostało. Nie przeszkodziło nam to jednak w plażowaniu. Poszliśmy też popływać, choć właściwie powinnam powiedzieć, że poszliśmy postać w wodzie i przeskakiwać przez fale, gdyż te skutecznie uniemożliwiają spokojne unoszenie się na wodzie.
Uwaga! Zmiana tematu! Żeby nie było zbyt monotonnie, dodaję także zdjęcia świetnego budynku, który zobaczyliśmy w drodzę do domu. Prawdziwa perełka dla fanów architektury! Oto Rose Seidler House, czyli dom, który Harry Seidler zaprojektował z myślą o swoich rodzicach.
A na koniec przezabawna rzecz -
wracając do domu, spotkaliśmy to zwierzę spacerujące sobie swobodnie po ulicach Sydney (wtf?)