Witajcie! Chyba zdążyliście zauważyć, że prowadzenie bloga z tygodnia na tydzień idzie mi coraz gorzej, wszystko dlatego, że kiedy mamy wolne, staramy się wykorzystać je maksymalnie, co skutkuje tym, że wracamy do domu bardzo zmęczeni, bez sił na to, żeby włączyć komputer.
W poprzedni weekend byliśmy na paradzie z okazji Mardi Gras, które określa się jako święto LGBT. Możecie sobie zatem wyobrazić, jak mogło wyglądać takie wydarzenie;) Mieliśmy wrażenie, że na Oxford Street zjechało się całe Sydney - z trudnością dopchaliśmy się do barierki, żeby choć przez chwilę móc poobserwować tańczących przebierańców. Zdaje się, że w organizację parady zaangażowana była prawe cała społeczność Sydney - policjalnci, lekarze, strażacy i inne służby porządkowe - wszyscy maszerowali ulicami pokrzykując 'Happy Mardi Gras!'. Niestety zdjęć nie mamy zbyt wiele, gdyż nasz aparat nie podołał odległościom i warunkom pogodowym. Musicie nam jednak uwierzyć na słowo, że było to najbardziej kolorowe, szokujące i luzackie wydarzenie w jakim do tej pory uczestniczyliśmy;) Ach, no i niestety brutalnie mi uświadomiono, że masa facetów chodzi w butach na obcasach sto razy lepiej niż ja!
|
|
Jako, że pogoda lubi być tutaj tak dowcipna jak w Polsce - w ciągu tygodnia pięknie, w weekend leje - następnego dnia siedzieliśmy w domu. Natomiast po kolejnym tygodniu pracy/szkoły przyszło nam przeżyć chyba najbardziej intensywne dwa dni w tym roku, których rezultat uwieczniony na zdjęciach poniżej.